Dzień dobry,Piszę do Państwa z nadzieją, że przeczyta tą...
Forum: Neurologia - forum dla rodziny i pacjenta
Temat: stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze (6)
- https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html#p35072https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze Gość
List ten kieruję do różnych instytucji i osób fizycznych aby prosić o poradę być może prawną, a może ktoś to przeżył i wie co zrobić.
Około dwóch lat temu, po wieloletnim małżeństwie odszedłem od żony(54 lata) i ułożyłem sobie życie od nowa.
W lutym ubiegłego roku, podczas rutynowego zabiegu kardiologicznego żona doznała niedokrwiennego udaru prawej półkuli mózgu, co zaowocowało całkowitym lewostronnym paraliżem i dodatkowymi komplikacjami. Byłem z żoną przed i podczas zabiegu, bo tylko do mnie miała zaufanie, mimo posiadania ze swojej strony szerokiej rodziny, mocno umocowanej w środowiskach medycznych (siostra doktor chemii na farmacji, siostrzeniec z żoną po farmacji). W czasie śpiączki, w która zona zapadla w trakcie zabiegu, a ktora trwala 5 dni, raz odwiedziła żonę siostra (ja ją przywiozłem, zostawiajac żone samą w szpitalu, z odlełego o kilkanaście kilometrów Bytomia do Zabrza, mimo że w tej rodzinie funkcjonują 3 samochody) i nie zapomnę słów jakimi zwróciła się do mojej żony ''ty się tylko obudź a ja się tobą zaopiekuję, nic się nie martw, wezmę cię do siebie i zabezpieczę codzienną rehabilitację bo mam odpowiednią koleżankę''. Nic to nie pomogło, żona nadal spała. Dzisiaj wiemy, że jedynym powodem dla którego żona wróciła z niebytu był przyjazd z Irlandii naszej córki, która ryzykując utratę pracy i tego konsekwencje przyleciała praktycznie najbliższym samolotem, by wspomóc mnie i matkę. Zapomniałem dodać że wszystko dzieje się w śląskiej aglomeracji między Sosnowcem – rodzina, Zabrzem – klinika, Bytom – mieszkanie. I tak się to właśnie zaczęło. Zostawiłem swoje życie i do dzisiaj, jako jedyny opiekuję się żoną. Z powodu jej choroby zamieszkałem z niż znowu. Miałem małą knajpkę, moje życie po wielu latach zaczynało wychodzić na prostą, nie przerażając na każdym kroku brakiem stabilizacji. Pieniądze, czas i spokój zostaly pożarte przez koszty związane z rehabilitacją i leczeniem, dzięki czemu jestem zupełnie zrujnowany. Zadłużyłem lokal i musiałem go zamknąć, wziąłem kilka kredytów, których nie jestem w stanie spłacić, zapożyczyłem się u wszystkich znajomych, podobnie nasza córka, bez której finansowej pomocy w ogóle byśmy nie przeżyli, a co kosztowało ją zrujnowaniem życia prywatnego, na które naprawdę cieżko pracuje utrzymując siebie i po czesci nas, bo renta, którą żona otrzymała wystarcza właściwie na leki. Cały swój czas poświęciłem żonie. To ja ją przewijałem, karmiłem, kąpałem, radziłem sobie ze zrozumieniem nieprzewidywalnego po udarze mózgiem, nie mogąc jej zostawić samej nawet na kilka godzin, nie otrzymując żadnego wsparcia poza moją matką, która pomagała mi w sprzątaniu itp, podczas gdy ja próbowalem pracować, żeby zapewnic mnie i żonie choćby pożywienie. W międzyczasie żona zaliczyła trzy „turnusy” rehabilitacyjne i nabawiła się zakrzepicy w sparaliżowanej nodze. Cały też czas rehabilitowałem żonę pod okiem znakomitego terapeuty, dzięki czemu zaczęła siadać, stać, stawiać pierwsze kroki itp. Aktualnie samodzielnie porusza się po mieszkaniu (o kuli), korzysta z toalety, wykonuje proste czynności prawą ręką i byłoby fajnie, gdyby rodzina trochę się włączyła, np chodząc na spacery czy w ogóle opiekując się trochę żona, która zawsze byla pierwsza do pomocy i nade wszystko ceniła wartość rodziny. Przyszedł czas na prostowanie życia i tu wyszło szydło (wszystkie przysłowia na temat rodziny to prawda). Okazało się, ze najbliższa żonie rodzina nie ma najmniejszego zamiaru nie tylko przejąć odpowiedzialności i inicjatywy w sprawie żony, mimo ze oboje z córką sygnalizowaliśmy, że jesteśmy na skraju wytrzymałości finansowo-emocjonalnej. Nie życzą oni sobie najmniejszego zaangażowania w codzienne życie chorej córki/siostry/cioci. Muszę z bólem przyznać, że większą i konkretniejszą oraz zupełnie bezinteresowną pomoc otrzymałem od obcych mi ludzi, głównie znajomych mojej córki, których ani ja ani żona w życiu na oczy nie widzieliśmy. Córka wspomaga nas także regularnie finansowo oraz emocjonalnie, gdyż wydaje mi się jedyną logicznie myślącą osobą, z którą mogę skonfrontować moje pomysly i przemyślenia, gdyż nikt inny nie jest zainteresowany próbą poznania choroby żony i sposobami radzenia sobie z nią, gdyż jest ona fizycznie bardzo uciażliwa dla chorego, który nie może wieść życia, do którego był przyzwyczajony, ale psychicznie znacznie bardziej uciążliwa dla opiekuna, który widzi zmiany, których do końca nie rozumie i nie umie interpretować, szczególnie, że mózg jest do dziś pełen tajemnic i nie ma „przepisu” na wyzdrowienie/zminimalizowanie skutków tego, że pół mózgu umarło.
Mam możliwość próby odrobienia strat finansowych i zabezpieczenia dalszej rehabilitacji żonie wyjeżdżając do pracy w Irlandii. Już kilka miesięcy cieżkiej pracy pozwoliłoby na spłacenie długów i normalne życie, ale nie w takiej rodzinie, która rzuca kłody pod nogi, jednocześnie odmawiając pomocy. Kilkakrotnie próbowałem rozmawiać z siostrą żony na temat opieki na czas mojego wyjazdu. Ta rodzina jest duża. Wystarczyłoby, aby codziennie ktoś inny poświęcił swój cenny czas. I to nie, że wszyscy w rodzinie pracują w pocie czoła. Ja wiem, że to jest dużo problemów, wizyty u lekarza, rehabilitacja, badania, spacery, kąpiele ale ja to robię cały czas sam. Nawet jak mi skradziono samochód, żeby jechać z żoną do lekarza, musiałem pożyczyć samochód i nikt z rodziny nawet się nie zainteresował. No cóż, czego się spodziewać po szwagierce, która od własnej matki z którą mieszka pobiera czynsz i opłatę za wodę i prąd a sama ma syna niepełnosprawnego, którego umieściła w zakładzie opiekuńczym z którego zabiera go na weekendy. Strach z taka osobą zostawić kota, a co dopiero człowieka, ale niestety jestem zmuszony podjąć ostateczne środki, bo inaczej oboje wylądujemy w przytułku. Może to ja jestem zboczony i powinienem żonę z jej problemem zostawić, ewentualnie wspomagając finansowo i wrócić do swojego życia, które już sobie bez niej ukladałem? Próbowałem postawić sprawę zdecydowanie stwierdzając, że po prostu opuszczam żonę i niech rodzina się martwi. Na to najbliższa rodzina podpowiedziała żonie ustami szwagierki „ ty się nie martw, dzwoń do opieki społecznej i bombarduj kogo się da, twój mąż ma obowiązek się opiekować, na nas nie licz”. Sporym problemem jest niestety fakt, że żona, mimo że na codzień wydaje się niewzruszona utrata połowy mózgu i w kontaktach z nią nie można zauważyć dużego uszczerbku w umiejetności myślenia, to niestety w wielu sprawach żona ma zaburzonż rzeczywistość, na przykład ostatnio pisała do naszej córki przez internet, że córka jest potworem bez wyższych uczuć i że my oboje jesteśmy ci źli, a rodzina cacy. Nie trzyma sie swoich opinii ani argumentów, zmienia zdanie w zalezności od sytuacji, a najczęściej zgodnie potakuje, że tak, musi sama zaczać ćwiczyc i o siebie dbać (byłaby to w stanie robić w znacznie wiekszym stopniu, gdyby przestała sie nad sobą użalać i liczyć na rodzinę), ale potem zupełnie nie trzyma się powziętych postanowień.
I tu proszę o pomoc. Może ktoś zna takie przypadki i sposoby ich rozwiązania. Czy rodzinę można zmusić sądownie do opieki, czy też pomocy finansowej? Czy ja i moja córka (która odkłada założenie własnej rodziny i urodzenie dziecka do momentu, gdy będzie miała jakąkolwiek stabilizację finansową, co przy wydatkach na moją żonę jest praktycznie niemożliwe i może być niemożliwe już do końca jej życia) mamy prawo do swojego życia? Czy jedynym rozwiązaniem jest umieszczenie żony w jakimś zakładzie opiekuńczym, żebym mógł pracować? Czy warto w ogóle tworzyć rodzinę, jeżeli można zostać samemu wśród swoich? A gdybym ja umarł albo ciężko się rozchorował (naprawdę jestem chory, przez ostatnie półtora roku nie miałem czasu ani pieniędzy zająć się swoim zdrowiem i wiele zniszczeń w moim ciele sie dokonało i pogłębiło) to co z życiem żony? Przecież to nie jej wina, ale tak naprawdę z jej chorobą zmieniły bieg i „zachorowały” trzy życia ludzkie. Żony, moje i córki. A reszta rodziny stara się trzymać z daleka, żeby nie czuć smrodku i wyrzutów sumienia.
[email protected]Ostatnia edycja: - https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html#p151440https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze Gość
ja osobiście jestem za eutanazją, niestety to nadal nielegalne i karalne, może niektórzy z nas kiedyś będą żyć w bardziej cywilizowanym świecie
Ostatnia edycja: - https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html#p151441https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze Gość
ja osobiście jestem za eutanazją, niestety to nadal nielegalne i karalne, może niektórzy z nas kiedyś będą żyć w bardziej cywilizowanym świecie
Ja tez ale nie w takim przypadku!!!!! przeciez ta kobieta zyje i funkcjonuje a nie jest podpieta do aparatury podtrzymujacej zycie!!!! jak mozna tak pisac!!!! Ja tez mam mame po udarze i nawet takie cos mi przez mysl nie przeszło!!!!
A co do autora postu to nie bardzo wiem jak poradzic, mu tez zmagamy sie z choroba mamy i to jest faktycznie dezorganizacja zycia no ale cóz ktos to musi robic.
Faktycznie moze jakims wyjsciem byłby osrodek by tam zone umiescic ale to tez niesie ze soba pewne koszty no i wyrzyty sumienia.
pozdrawiam.Ostatnia edycja: - https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html#p151442https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze Gość
oraz nieopuszcze cie az do smierci!!!!!tego sie trzymaj,a do rodziny nie mniej zlosci.
Ostatnia edycja: - https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html#p489784https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze Gość
bardzo proszę o wypełnienie ankiety na temat rehabilitacji środowiskowej bardzo mi zależy oto link webankieta.pl/ankieta/w1hpxmoq8jwk
jeśli chcieli by się państwo czegoś na ten temat dowiedzieć to proszę o kontakt jeśli tylko będę potrafiła doradzę - https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html#p489785https://www.forumneurologiczne.pl/forum/stosunek-rodziny-do-rehabilitacji-po-udarze/watek/35072/1.html stosunek rodziny do rehabilitacji po udarze Gość
bardzo proszę o wypełnienie ankiety na temat rehabilitacji środowiskowej bardzo mi zależy oto link webankieta.pl/ankieta/w1hpxmoq8jwk.pl
jeśli chcieli by się państwo czegoś na ten temat dowiedzieć to proszę o kontakt jeśli tylko będę potrafiła doradzę - Gość
- Nietypowy przypadek
- VcZY CZLO3WIEK Z NACZYNIAKIEM W PNIU MOZGU MOZE MIEC ROBIONY ZABIEG FUS,BY ZLIKWIDOWAC DRZENIE HOLMESA W LEWEJ RECE?
ODPOWIEDZ NA TO PYTANIE POWYZSZE JEST BARDZO WAZNA DLA MNIE
- Bul glowy
Witam od miesioca boli mnie prawa srtona glowy bul jest od rana do Wieczora bylam na ct wszystko...
- Leczenie
Mojej mamie pomógł zabieg gamma knife w Warszawie na tyle, iż bierze obecnie...